poniedziałek, 30 marca 2015

3/30/2015

Wyszłyśmy z tej okropnej anginy. Zmiana czasu jak zwykle mnie zaskoczyła, wiosna również.

Ostatnio straciłam chęć do pisania, rumuńska codzienność przestała mnie dziwić, przyzwyczaiłam się, a o ciekawszych zwyczajach już pisałam, może to po prostu brak weny połączony z brakiem czasu, może chwilowy.

W naszej rodzinnej telenoweli nic nowego, ciągle te same wątki, nowa partnerka brata Franka chciałby być traktowana, jak członek rodziny, ale nie jest, trudno się dziwić, na wszystko potrzeba czasu, a przecież trudno wymagać od dziadków, żeby nagle zrzekli się wnucząt które mają od nastu lat na rzecz najmłodszego, półrocznego. (Tak na marginesie, ja też nie do końca jestem "członkiem rodziny" bo w końcu jestem inna, ale nie rozbiłam nikomu małżeństwa i nie unieszczęsliwiłam niczyich dzieci, więc mniejsze "zło" ze mnie.) Frustracja goni frustrację.
Wysłuchuję, bo nie mam wyjścia, staram się nie komentować, ale czasami mi się wymsknie, no i raz powiedziałam, że "źle się stanie, jesli nowa partnerka skłóci braci", zaraz potem pożałowałam, bo mama Franka mało się nie zakrztusiła kawą i zapytała: "Myślisz, że to możliwe? Że taki ma plan?". Nie! Po prostu nie chciałabym, żeby się pokłócili i tyle, bo bracia to bracia, są sobie potrzebni. Wyjeżdżamy razem na weekend majowy, ciekawe jak będzie, podejrzewam że sztucznie.

Poza tym, za chwilę Święta, u nas w domu dwa razy. Zakwitła magnolia, kwitną forsycje, umarły nam dwa świerki obgryzione przez kozy, zostało osiem, zaczynam rozglądać się za szkołą dla Sandry, bo takie realia, że trzeba znaleźć miejsce półtora roku wcześniej.

Wiosna, wiosna, wiosna ach to Ty!

PS. Byłam z Sandrą w kinie na "Kopciuszku"... popłakałam się na początku. Sandra zachwycona, wytrzymała w kinie cały seans.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz