czwartek, 31 października 2013

10/31/2013

Kończę czytać o życiu na japońskiej prowincji (Życie jak w Tochigi, Anny Ikeda) i naprawdę cieszę się, że zakochałam się w Rumunie, a nie w Japończyku, bo nie wiem czy dałabym radę zmagać się z aż tak inną codziennością, że o języku, nawet nie wspomnę. Szacunek dla autorki.

Śniło mi się dziś, że książę Harry był moim młodszym bratem i bez pardonu wyciągał kasę od mojej mamy, podczas gdy ja, próbowałam robić wszystko, żeby tego nie robić. I zastanawiałam się skąd u moich rodziców takie rude dziecko, ale zaraz potem zadzwonił budzik o szóstej rano i zawiozłam Franka na lotnisko. 

W Rumunii, jak już pisałam rok temu i dwa lata i trzy chyba też, nie obchodzi się, ani Wszystkich Świętych, ani Zaduszek, ani Halloween, owszem są imprezy, jak u nas w przedszkolu na przykład (do której wcale nie jestem przekonana, ale zabawa dla dzieci jest zabawą więc idziemy), ale nie na masową skalę.

Potwornie szybko mi minął ten październik, a w Makro już Boże Narodzenie, trochę mnie to dołuje.

wtorek, 22 października 2013

10/22/2013

W Dublinie padało tylko w piątek co i tak nie miało znaczenia, bo od rana do wieczora zajmowały mnie służbowe obowiązki. Poza tym wywołałam sensację w tramwaju, gdyż ustąpiłam miejsca staruszkowi. Gapiło się na mnie co najmniej czternaście par oczu, wyrażając na przemian zdziwienie i litość, a niektórzy dyskretnie pukali się w czoło. Przykre to, ale tramwaje za to bardzo przyjemne. Na ulicach w centrum miasta pełno pijanych małolat z cellulitem na wierzchu, trudno mi powiedzieć czy ładniejszych od tych z Glasgow, na pewno młodszych. W sobotę za to pojechaliśmy w siną dal na zachód, gdzie owce, góry, klify, jeziora i whiskey scalały się w jedno. Przepięknie. Szczególnie urzekła mnie historia pałacu Kylemore, który teraz zajmują siostry zakonne, ale wybudował go Mitchell Henry w prezencie dla swojej pięknej żony Margaret. Pani Henry zmarła niestety przedwcześnie prawdopodobnie na tyfus, którym zaraziła się podczas podróży do Egiptu, pozostawiając po sobie dziewięcioro dzieci i zrozpaczonego męża. Henry pochował żonę nad jeziorem niedaleko pałacu i sam też tam spoczywa. Wyobrażacie sobie, jakie mieli życie, skoro budowali zamki po środku niczego, a w 1875 roku jeździli w grudniu na wakacje do Egiptu?

środa, 16 października 2013

10/16/2013

Mandat udało mi się zapłacić w ciągu 48 godzin tylko i wyłącznie dzięki pomocy znajomego pana administratora, który wie gdzie i z kim zagadać, znalazł mi nawet nieosiągalną część do skrzyni biegów, z drugiej ręki, za pół ceny, naprawdę chyba go ozłocę.

Tym czasem wyekspediowałam Sandrę do rodziców Franka, którzy zajmą się nią pod naszą nieobecność. Jest to rozwiązanie w stylu "wilk syty i owca cała" zastanawiam się tylko kto jest w tym wypadku owcą, a kto wilkiem... kiedyś do tego wrócę, a teraz idę prasować, składać, pakować i mam nadzieję, że nie będzie za mocno padać, Irlandio!

PS. Wczoraj wieczorem w Bukareszcie znowu zatrzęsła się ziemia, podobno 4,9 w skali Richtera, Frankowi bujnęło się biurko, ja nic nie poczułam, ale on siedział na drugim piętrze w starej kamienicy, a ja w domu na kanapie, więc nic dziwnego. Przyjdzie to apokaliptyczne trzęsienie ziemi, jak nic i założę się, że chociaż wszyscy o tym mówią, nikt nie będzie przygotowany.

wtorek, 15 października 2013

10/15/2013

Jutro lecimy do Dublina, służbowo, trochę się cieszę, a trochę mi to obojętne. Nie chce mi się gadać z tymi wszystkimi ludźmi, najchętniej siedziałabym pod kocem, nie pogardziłabym też kubkiem herbaty z imbirem i cytryną. Ale co się dziwić, jak pogoda wypisz wymaluj jesienna, mgły i wilgoć, która wnika we wszystko, a przede wszystkim w ludzi. Choć muszę przyznać, że pani na poczcie, naprawdę starała się być miła, przychodziło jej to z niemałym trudem, ale starała się, może dlatego, że zorientowała się, że nie jestem Rumunką. Niestety to mi nie pomogło i bardzo uprzejmie poinformowała mnie, że nie może przyjąć ode mnie pieniędzy za mandat, gdyż niejasne jest dla niej, gdzie ma je wysłać. Ja jej na to (równie uprzejmie), że moim zdaniem jest jasne, bo widnieje nazwa odbiorcy i numer konta, ale mimo wszystko odmówiła i odesłała mnie do jakiegoś urzędu, który jak sądzę jest tutejszym Urzędem Skarbowym. Jeśli się komuś wydaje, że w Rumunii tak po prostu można pójść i zapłacić mandat, to się grubo myli, na policji też nie można, w efekcie trzeba krążyć i błagać o litość panią z okienka, żeby łaskawie przyjęła pieniądze i trzeba się spieszyć bo mam tylko 48 godzin, żeby zapłacić połowę stawki, potem będę musiała zapłacić całe 160 lei. Idea jak zwykle słuszna, tylko jak mam to zrobić?

poniedziałek, 14 października 2013

10/14/2013

Czytam książkę Małgorzaty Rejmer "Bukareszt. Kurz i krew" i ciarki przechodzą mi po plecach, bo niby wiemy co się działo, jak było, to współczesna historia, a my Polacy też wiemy co to komunizm, malowanie trawy na zielono, pochody pierwszomajowe, stan wojenny, internowania i tak dalej, a jednak nie wiemy nic. Takich Przemyków, czy księży jak Popiełuszko były tysiące, a strach tak ogromny i powszechny, że stał się częścią życia. Nie chodzi o to, żeby się licytować, kto miał gorzej, tylko żeby zrozumieć dlaczego Rumunia jest dziś taka, a nie inna. Nie wiem ile lat musi upłynąć, żeby wyleczyć z traumy cały naród, ale mam wrażenie że to wciąż początek drogi.

Uważam, że to książka ważna i potrzebna, zupełnie inna niż Komunistyczna Baba, Dana Lungu, który absurd i okrucieństwo minionych lat przedstawia z humorem, a niedawno powstał nawet film na jej podstawie. Ciekawe czy ktoś, kiedyś wyda Rejmer po rumuńsku.

czwartek, 10 października 2013

10/10/2013

Trzecia mysz złapana, ale stan wojny trwa i pułapki zostają rozstawione przynajmniej do Bożego Narodzenie. A gdyby ktoś z Szanownych Czytelników, kiedyś raczył łapać myszy, to z moich doświadczeń wynika, że najlepiej biorą na wyschnięty żółty ser.

Za Sandrą Bullock nie przepadam, ale podobała mi się w tym kosmosie, dużo bardziej niż Clooney i jego sztuczne zęby, które widać na kilometr nawet jak nosi hełm kosmonauty. Wracając do filmu, uwaga jeśli ktoś nie widział, a zamierza, to niech nie czyta dalej (!), szczerze mówiąc myślałam, że ona zginie w tym kosmosie, ale okej nie poddała się, przewalczyła wszystkie możliwe przeciwności losu, zuch dziewczyna, a gdy już wszyscy myśleli że się utopi, wypłynęła i szczerze mówiąc, dziwię się, że żaden chiński albo północnokoreański żołnierz jej na samym końcu nie zastrzelił, to by było dopiero dramatyczne zakończenie...

W zeszłym tygodniu napisałam, że już mi się ulewa gdy słyszę o przypadkach pedofilii w kościele i że nie każdy ksiądz czy nauczyciel to pedofil, i faktycznie, nie każdy, ale nóż mi się w kieszeni otwiera po publicznych wypowiedziach księży, że to dzieci z trudnych rodzin jakoby ich prowokują i same lgną, no nie mogę, krew mnie zalewa, jak można mówić takie rzeczy? Poraża mnie obłuda, fałsz i brak odpowiedzialności.

A co w Rumunii? Nic nowego, Prezydent z Premierem obrzucają się błotem, a ludzie organizują największe pokojowe protesty od czasów Rewolucji, ale Rząd zajęty sobą, udaje że nic się nie dzieje i dalej twierdzi, że na ulicach zbiera się garstka "zielonych" fanatyków, choć regularnie jest to ponad 10 tysięcy osób. Jak można zbudować demokratyczne państwo skoro nikt nie słucha, co ludzie mają do powiedzenia?

środa, 9 października 2013

10/09/2013

Na wiosnę nie mogę narzekać, bo jest pięknie, od kwietnia różnią nas teraz tylko żółte liście i poranne mgły. Wypowiedziałam za to wojnę myszom, bo ja rozumiem, że można sobie być polną myszką przyjść, skubnąć serka, ale żeby bezczelnie wcinać kredki mojego dziecka, to już za dużo i to na moich oczach! Wczoraj wieczorem chodzę do Sandry do pokoju, a tam na kuchence z Ikei, między nogą pluszowego psa i barbie, siedzi sobie taka i chrupie świecową kredkę, a potem będzie mi srać na fioletowo, co to, to nie! Pułapki rozstawione, No Mercy! A w nocy zabraliśmy Sandrę do nas do łóżka, bo Franek boi się myszy, ale o tym już chyba pisałam. W akcie desperacji na parterze podłączyłam to urządzenie, które podobno ma odstraszać gryzonie, na razie jeszcze nie boli mnie od tego głowa, ale nie jestem przychylnie nastawiona do takich wynalazków.
Tym czasem idziemy zobaczyć jak to Sandra Bullock wylatuje w kosmos...

poniedziałek, 7 października 2013

10/07/2013

Rodzice przyjechali i wyjechali, wszystko na szybko, ale zdałam egzamin na organizatora wycieczek po Rumunii. Znalazłam przepiękny i wcale niedrogi apartament w Sibiu, zaraz przy barbakanie w klimatycznej kamienicy i jestem z siebie bardzo dumna. Ponadto trafiłam tam, gdzie bałam się, że zabłądzę i plan wykonaliśmy prawie cały z małymi modyfikacjami. Dostałam mandat w Sighisoarze i muszę tam zadzwonić i wyjaśniać, że nie wiedziałam że tam nie można, że my na nocleg z dzieckiem, mam nadzieję że się nade mną zlitują, bo suma na mandacie to 100 lub 500 lei i wcale nie mam ochoty tego płacić. W górach śnieg, w dolinach klimat jak w marcu, słońce i krokusy, naprawdę coś im się pomyliło, albo to wcale nie były krokusy, tylko tak wyglądały. Sandra zniosła podróże bardzo dobrze, ja za to od wczoraj rzygam na zielono dalej niż widzę, resztę przypadłości przemilczę i mam nadzieję, że do to nie wirus i że nikt tego ode mnie nie złapie. Z tego wszystkiego w nocy śnili mi się cyganie porywający dzieci na lasso, więc to zrozumiałe, że budziłam się co pięć minut. Napiłabym się kawy, ale obawiam się że mój żołądek jej nie przyjmie. Niech ten tydzień przyniesie mi wiosnę, proszę.

PS. Mandat muszę zapłacić, 160 lei, ale jak zrobię to w ciągu 48 godzin to tylko połowę, czyli do przełknięcia.

PS.2. Zapomniałam Was poinformować, że w niedzielę nad ranem w Bukareszcie zatrzęsła się ziemia, 5,5 stopnia w skali Richtera, bujały się lampy i przesuwały łóżka, w górach nic nie było czuć, ale w mieście owszem. Teraz znowu wszyscy debatują nad tym, kiedy nastąpi kataklizm i czy będzie tak straszny, jak w siedemdziesiątym siódmym.

środa, 2 października 2013

10/02/2013

Ze słonecznej Szkocji wróciliśmy do deszczowego Bukaresztu, kto by się spodziewał? Wczoraj deszcz padał ze wszystkich kierunków głównie z dołu i z boku, więc nawet nie było mi szkoda że nie mam parasola.
W Szkocji zwiedziliśmy tyle ile się da, jeżdżąc samochodem z niespełna trzyletnim dzieckiem, ale i tak Sandra była bardzo dzielna, rzygała tylko raz i na dodatek poinformowała nas o swoich zamiarach na tyle wcześniej, że zdążyliśmy ją wyjąć z samochodu. Glasgow, którego w ogóle nie mieliśmy odwiedzać zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie, ale nigdy jeszcze nie widziałam tylu brzydkich kobiet co tam. Na dodatek wszystkie odziane w obuwie na platformach i kuse błyszczące spódniczki, obłęd jakiś. Naprawdę starałam się znaleźć choć jedną przyzwoitą, ale mi się nie udało.

W telewizji straszą śnieżycą w górach i tym razem mnie to obchodzi, bo przyjeżdżają moi rodzice i własnie tam mieliśmy jechać, a teraz nie tylko muszę zmienić opony na zimowe ale i plany, bo nie jestem gotowa na śnieg, a w przyszłym tygodniu ma być podobno 20 stopni, nie wiem już komu i w co wierzyć.

Nie mogę już słuchać o przypadkach pedofilii w Kościele, to znaczy dobrze że w końcu i w Polsce mówi się o tym otwarcie, a nie zamiata pod dywan, szkoda tylko że przeprosiny są niewspółmierne do wyrządzonych krzywd, ale na litość Boską nie każdy ksiądz to pedofil, a po takiej nagonce, to będzie jak w Stanach, że ojciec w parku nie może przytulić dziecka, nie mówiąc już o pocałowaniu go, bo zaraz ktoś życzliwy doniesie na niego na policję. Brak zdrowego rozsądku jest jak widać powszechny.

W kuchni faszerowana cukinia, wyszła bardzo dobra choć do końca bałam się, że cukinia mi się nie dopiecze, ale nic podobnego wyszła miękka i wcale się nie rozlazła. Natomiast ze szkockiej kuchni nie mogę polecić niczego, frytki, fasola, pieczywo i ryba w panierce, nie, nie, nie i jeszcze raz nie.