poniedziałek, 23 września 2013

09/23/2013

Jestem zafascynowana Edynburgiem, czytam i planuję gdzie pójdziemy, co zwiedzimy, sprawdziłam prognozę pogody, nie będzie źle. Wyciągnęłam kurtki i czapki na wszelki wypadek, środę zaplanowałam z drobnymi szczegółami, jeśli Sandra prześpi lot do Amsterdamu, to potem już nie będzie marudna i przetrwamy podróż nawet z dwoma przesiadkami... niech tylko skończy jej się katar.

Kulinarnie...
Nie jest źle. Zrobiłam kurczaka w pomidorach z oliwkami. Sekretem są oliwki kalamata i świeży lubczyk. W rumuńskiej kuchni lubczyk to podstawa, gdyby ktoś życzył sobie szczegóły, chętnie się podzielę.  

piątek, 20 września 2013

09/20/2013

Analizowałam tą całą sytuację z ucieczką niani w tę i na zad, i wyszło mi że Emma wcale nie chciała dla nas źle, być może nawet myśli, że zrobiła coś dobrego, na tym własnie polega różnica między nami. Azjaci są po prostu inni, dwulicowość, a nawet wielolicowość jest częścią ich kultury i nie ma nic wspólnego z byciem fałszywym (a może raczej NIELOJALNYM). Trudno mi zrozumieć, że można być aż tak skrytym, mówić jedno, przytakiwać, a robić drugie, a jednak. Sandra jeszcze nie zaakceptowała nowej niani, ja szczerze mówiąc też nie, na dodatek nie potrafię jej zaufać, ale może kiedyś się polubimy.

Wszystko na raz, ta historia z nianią, urwanie nie powiem czego w pracy, Sandra zakatarzona i znowu kaszle, ja też kaszlę, a pani przedszkolanka prosi o prezentację z wakacji w Power Poincie, rozumiecie? prezentację w przedszkolu... nie wyrabiam się na zakrętach, A propos, samochód znowu wyświetla mi komunikat, że złapałam gumę, chociaż wcale nie złapałam i to nigdy nie wróży niczego dobrego, więc stresuję się że mi coś odpadnie, na przykład koło. Lawiruję między domem, lekarzem, przedszkolem i pracą z zakupami w zębach i z czujnym okiem na nową nianię, z tego wszystkiego rozgotowałam parówki. Jestem wciąż rozdarta między tym to co chcę i tym co powinnam zrobić, a to mnie okropnie frustruje, wywołuje zniecierpliwienie i powoduje, że warczę zamiast mówić, ciągnę za sobą Sandrę popycham Franka, szybciej, szybciej, bo pada deszcz, bo nie zdążymy... nie lubię tak.

Wdech... jestem spokojna i zrelaksowana. Wydech... pozbywam się frustracji i stresu. Ach! jakie to piękne! Gdybym tak mogła na chwileczkę przenieść się na szczyt góry, albo na brzeg oceanu...

Za tydzień lecimy do Szkocji i zamiast się cieszyć, to też mnie stresuje, boję się że wszyscy się poprzeziębiamy, że będzie padać, że umorduje nas podróż z dwoma przesiadkami i wcale nie pomaga mi fakt, że mamy zostawić dom i psy pod opieką nowej niani.

...ale jutro będzie weekend i wszystko sobie poukładam i nie będę się spieszyć, a wczoraj widziałam "Blue Jasmine" Allena i nie mogę powiedzieć złego słowa, polecam!

sobota, 14 września 2013

09/14/2013

Telenowela

Pojechaliśmy do Lizbony, obydwoje, służbowo i z nadzieją, że może tym razem uda mi się cokolwiek pozwiedzać, Frankowi z reguły udaje się zobaczyć prawie wszystko mi nie, ale nie będę uprzedzać faktów.

Sandra jak zwykle została z Emmą, tym razem dodatkowo do pomocy była też nowa niania, no i rodzice Franka, od rana do wieczora, wpadający o różnych porach dnia.

Lizbona - klimatyczna bardzo, tramwaje, knajpki w wąskich uliczkach, fado na każdym rogu, kamienice w kafelkach, sangria, nie wierzyłam, że w końcu udało mi się połączyć przyjemności z obowiązkiem i już o szesnastej biegałam z aparatem po mieście. I wszystko było pięknie do wczoraj, kiedy to dostałam smsa od Emmy, że bardzo jej przykro, ale musi nas teraz pożegnać i wyjechać natychmiast.
Na początku myślałam, ze to żart, bo przecież nie dalej niż dwa dni wcześniej ustaliliśmy z nią, że rozwiązujemy umowę z końcem września i drugiego października odlatuje z powrotem na Filipiny. Ona zadowolona, my również, nawet bonus miała dostać, wszystko gra... nie do końca jak się okazało, bo jej telefon przestał odpowiadać.

Jak tylko nowa niania potwierdziła, że Emma spakowała walizkę i pojechała w siną dal, zaalarmowaliśmy rodziców, a ja zaczęłam szukać najbliższego połączenia do Bukaresztu, bo nie ma opcji, żebym zostawiła Sandrę samą z jakąś kobietą, której żadna z nas na dobrą sprawę nie zna. I dlaczego do nas nie zadzwoniła, jak to się wszystko działo?

Nie mieści mi się w głowie, że po dwóch latach można tak po prostu powiedzieć: adieu. A jednak można, bez wyjaśnień, bez niczego, ja nawet nie wiem czy Emma rzeczywiście wyjechała i gdzie. Nikt nie wie, ta nowa też nie, płacze i zarzeka się, że o niczym nie wiedziała, w co ja oczywiście nie wierze, w związku z tym pokłóciłam się z nią, jak tylko wróciłam dziś rano do domu.

Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, nic nie trzyma się kupy, ale może to co moim zdaniem, nie ma sensu, dla kogoś ma... tylko jak można zostawić dziecko pod opieką kogoś zupełnie obcego, gdy żadnego z rodziców nie ma w kraju, słabo mi jak o tym myślę. Nie wiem co zrobimy z tą nową nianią, wierzyć jej, nie wierzyć? Mam wodę z mózgu.

A rodzice Franka dolewają tylko oliwy do ognia, snują jakieś makabryczne scenariusze nie wiem po co... a jak dziś nad ranem dotarłam z lotniska do domu, to zastałam drzwi i okna otwarte na oścież, ich też nie rozumiem. A i Franek mi nie pomaga wcale, bo mógłby chociaż pogadać ze mną przez telefon, posłuchać o moich dylematach, o zdechłych dwóch kretach i prawdopodobnej myszy w domu, a nie opowiadać, w jakiej to jest wspaniałej mauretańskiej twierdzy i jakie niesamowite są tam tancerki brzucha, kurwa mać, wcale nie jest mi teraz dobrze.

wtorek, 10 września 2013

09/10/2013

O bezdomnych psach jeszcze

Ktoś otruł psa sąsiada i nie wiem czy to efekt psychozy, która ogarnęła Bukareszt, przypadek, czy też ewentualni złodzieje chcieli uciszyć najbardziej ujadające zwierze w okolicy.
Nie wierzę w przypadki.

Z tymi bezpańskimi psami to podobno było tak: parę lat temu wyszło rozporządzenie o nakazie sterylizacji, sczepienia i znakowania bezpańskich psów. Sterylizacja miała zmniejszyć populację w humanitarny sposób, a szczepienia i znakowanie miały pomóc kontrolować liczbę psów na ulicach. Pomysł w zasadzie dobry, ale znowu realizacja wyszła kulawo, bo po pierwsze niektóre kliniki brały państwowe pieniądze na sterylizację, ale przeprowadzały ją tylko na papierze, a pieniądze znikały, a te kliniki, które naprawdę sterylizowały i szczepiły psy miały obowiązek zapewnić im potem opiekę. Ale jak zapewnić opiekę setkom a nawet tysiącom bezpańskich psów? Podpisywane więc były fikcyjne umowy ze schroniskami, które miały przejmować opiekę nad zwierzakami, a tym czasem psy znowu trafiały na ulicę. Proceder wypłynął teraz, kiedy okazało się, że psy które w zeszłym tygodniu zagryzły chłopca, teoretycznie należały do schroniska, które miało się nimi opiekować. Wszystko teoretycznie, bo choć numer ewidencyjny psa widniał w ich rejestrze, to schronisko nigdy go nie widziało.

Obawiam się, że to wszystko skończy się masakrą i masowymi otruciami. Smutne to i boję się o nasze psy.

czwartek, 5 września 2013

09/05/2013

Kultura, kulturą, a w Ateneum sprzedali więcej biletów niż miejsc, więc przez pierwszą połowę stałam na schodach, ale to i tak lepsze niż kucanie w przejściu (koleżanka kucała i nie ona jedna!). Boże, jak dobrze, że założyłam płaskie buty, bo obcasy weszły by mi razem z nogami w tylną część ciała i zapewne tam pozostały. Pan Lupu tak sie rozkręcił, że bisował cztery razy. W pewnym momencie zaczęłam się obawiać, że on nigdy nie skończy i trzeba będzie go zastrzelić, ale w końcu się poddał. A my poszliśmy na lampkę wina, która skończyła się po północy i za to właśnie lubię Bukareszt, że jeszcze jest na tyle ciepło, że można pić wino na tarasie wieczorem w letniej sukience bez rajstop, bez czapki i rękawiczek.

środa, 4 września 2013

09/04/2013

Muszę przyznać, że polskie portale informatyczne nie pozostają w tyle i news o człowieku z poderżniętym gardłem i obciętymi palcami, który wyszedł z lasu na krajową siódemkę, przyćmił mi na chwilę problem bezpańskich psów w Bukareszcie (a głos w tej sprawie zabrał nawet Prezydent Basescu, w sprawie psów oczywiście).

Staram się być mniej więcej na bieżąco z tym co się dzieje w Polsce i na świcie, ale większość wiadomości jest tak przerażająca, że zastanawiam się, czy to "bycie na bieżąco" ma sens. Wszystko jedno, czy to jest Gazeta, CNN, tvn24, czy onet wszędzie to samo, ten się powiesił, tamtą skazali na 25 lat (w końcu), porwania, wyłudzenia i bankructwa, naloty, broń chemiczna i katastrofy naturalne, a królowej Elżbiecie zjedli łabędzie - to na pewno cyganie - skomentował Franek.

To tyle w kwestii mediów.

Dziś po powrocie do domu czekał na mnie makaron ryżowy z kurczakiem i krewetkami, co raz bardziej lubię naszą nową nianię!

W niedzielę rozpoczął się w Bukareszcie XXI Festiwal George Enescu (jeden z największych festiwali muzyki klasycznej w Europie, a może i na świecie, będzie trwał cały wrzesień), w zeszłym roku chcieliśmy pójść na kilka koncertów, ale za późno się zorientowaliśmy i o biletach na te najciekawsze mogliśmy pomarzyć, ale dziś... dziś idziemy do Ateneum na recital rumuńskiego pianisty Radu Lupu, będzie grał Schuberta, więc kultura, kultura, kultura i zapominamy o łabędziach królowej Elżbiety.

wtorek, 3 września 2013

09/03/2013

Od wczoraj Bukareszt żyje tym, że w centrum miasta bezpański pies zagryzł na śmierć czteroletnie dziecko. Makabra, ale ja wiedziałam, że kiedyś coś takiego się stanie, te bezpańskie psy w Bukareszcie to tykająca bomba i niby mówi się o sterylizacji, o znakowaniu, ale fakty są takie, że przy każdym skrzyżowaniu leży po 8 albo więcej psów. Jedni wyrzucają, inni się litują i dokarmiają, ale co to za pomoc, wyrzucanie im jedzenia na ulicę. Bezpańskie psy, to naprawdę problem i chciałabym żeby się znalazł mądry, który ten problem rozwiąże, nie krzywdząc zwierząt oczywiście.

A tym czasem w domu mamy dwie nianie, nie mogę się przyzwyczaić, ale z Emmą na początku było tak samo. Lyn urodziwa nie jest, ale ma sympatyczny uśmiech i dobrze jej patrzy z oczu. Na razie Sandra, traktuje ją jak powietrze, ale i ona się przyzwyczai. Franek, jak go znam będzie zadowolony, jeśli nie będzie mu wchodziła w drogę, więc jestem dobrej myśli.

A co na obiad? Polędwiczki wieprzowe w sosie pieprzowym moi Państwo, czyli mimo pierwszych oznak jesieni jestem w dobrej formie.

poniedziałek, 2 września 2013

09/02/2013

Wspaniały początek tygodnia... zmiana konfiguracji serwera w mojej firmie zaowocowała tym, że nie działają maile, mogę więc spokojnie wypić drugą kawę, może nawet pójdę po ciepłego covriga (dla niewtajemniczonych, to rumuński precel, który smakuje trochę, jak nasze bajgle, tylko jest cieńszy, ma dwie wersje z solą i z makiem oraz z sezamem).

Sandra w przedszkolu. Myślałam, że po miesiącu przerwy zapłacze albo coś, ale nic z tych rzeczy, pobiegła w podskokach.

Na weselu zostaliśmy do czwartej rano i naprawdę nie wiem po co, chyba tylko żeby robić dobre wrażenie. Było... miło, po amerykańsku, tort był przepiękny, z takim samym motywem jak zaproszenia na ślub i specjalnie wydrukowane menu na stołach, tylko karteczki z nazwiskami gości miały takie ramki jak nekrologi w Gazecie Wyborczej, ale oni nie znają Wyborczej więc się nie czepiam. Panna Młoda, na co dzień bardzo ładna dziewczyna, miała sukienkę, w której wyglądała jak garbata, na dodatek na delikatnym tiulu wywalony wielki, ciężki suwak, na jej miejscu zagroziłabym krawcowej śmiercią, ale może nie miała czasu, albo doradzała jej wredna przyjaciółka... Mam nadzieję, ze nigdy nie będzie widziała swoich ślubnych zdjęć od tyłu, tego jej serdecznie życzę.

Przed wyjściem na wesele prosiłam Franka: "Nie zostawiaj mnie samej i nie znikaj, jak zawsze, bo wtedy czuję się idiotycznie." i co? i nie minęło pięć minut i oczywiście mnie zostawił. "Nie no, co Ty kotku, to nie tak." Wrrrrrr powarczałam na niego trochę i mi przeszło.

Od dziś zaczyna nowa niania, ma na imię Lyn, przez miesiąc będzie razem z Emmą, niby wszystko dogadane, a jednak trochę się stresuję.